Erasmus+  2024 w Technikum ZDZ w Starachowicach
Relacja dotyczy wyjazdu grupy 16 uczniów pod opieką dwóch nauczycieli, na zagraniczne praktyki zawodowe w ramach programu Erasmus+: projekt pt” Zagraniczna mobilność szansą na rozwój” współfinansowany przez Unię Europejską.
 
Kolejny Erasmus Plus w mojej szkole – Technikum ZDZ w Starachowicach. Ja jadę po raz pierwszy, podobnie jak pozostali uczniowie, a z nami  Pani wice-dyrektor Małgorzata Małek – mózg całego przedsięwzięcia – bez której błądzilibyśmy jak dzieci we mgle. Lecimy do Walencji, w Hiszpanii. Towarzyszy nam też Pani Renata Wąsowska – nauczyciel języka angielskiego z naszej szkoły. Cieszę się bo jeszcze  nie byłam w Hiszpanii, wiem, że to piękny kraj,  ale chcę sprawdzić jak bardzo. 
 
Przed wyjazdem masa przygotowań – dokumenty, ubezpieczenia, zgody, telefony, rozmowy, spotkania, regulaminy, test z angielskiego online. Musimy wiedzieć wszystko, no prawie wszystko, gdzie lecimy, jaki jest cel naszego wyjazdu, co będziemy tam robić, kto nas będzie wspierać, gdzie mieszkamy, co jemy, poznajemy geografię i kulturę Hiszpanii a szczególną uwagę zwracamy na region Walencja. Już wiemy, że Półwysep Iberyjski, że nad Morzem Śródziemnym, że flamenco, że korrida, że paella z kurczakiem lub owocami morza, że horchata o smaku orzechowego mleka, że ‘Buenos dias’ i ‘ Cómo estás’ czy ‘Soy polaco’. Przed wyjazdem potykamy się też z psychologiem
z którym rozmawiamy o stresie, o umiejętnościach budowania relacji w grupie i emocjach.  
 
Lotnisko Chopina w Warszawie – dla wielu z nas pierwszy lot w życiu, trzeba się pilnować i jakoś to przeżyć. Dokumenty, bagaże, płyny do 100 ml, przejście przez czasami brzęczącą bramkę, nie, nie wolno podawać żadnych przedmiotów koleżance, która szczęśliwie jest już po drugiej stronie bramki, trzeba wszystko położyć na tacy i grzecznie przechodzić dalej, można zerknąć na ekran skanera i zobaczyć swój bagaż, który na chwilę staje się abstrakcyjnym obrazem. 
Lądujemy w Walencji. Ciepło, mimo że słońce już prawie zaszło. ‘Buenas noches’ - na lotnisku wita nas Filip - wesoły, zawsze uśmiechnięty, mówiący po polsku, Hiszpan - który z małżonką Anią, będą dbać o nas na każdym kroku naszego pobytu. Jedziemy do hotelu i lokujemy się w kilku apartamentach z dwiema sypialniami i salonem, z jedną lub dwiema łazienkami i kuchnią, w której wyląduje polskie pieczywo i kabanosy i będą jeszcze z nami na chwilę, wypierane przez hiszpańskie hamburgery i cheeseburgery, które o dziwo są smaczniejsze niż te w Polsce. Korzystamy też z  obiadów z deserem w restauracji, sprawnie obsługiwanej przez Ricardo. Smakujemy kuchnię międzynarodową.
 
Pierwsze dni to zapoznanie się z miejscem pracy. Informatycy jadą do firmy PC Box,
stylistki do zakładu krawieckiego w centrum Walencji,  my dziewczyny z logistyki do Mon Orxata gdzie produkowany jest produkt regionalny horchata, zwana tak po hiszpańsku lub orxata w dialekcie walenckim. Spawacze pracują w Norauto. Wszyscy zadowoleni z pracy i bardzo przyjaznych nam pracodawców. Relacje z  praktyk zachowamy na zdjęciach, filmach, prezentacjach multimedialnych, a nasze koleżanki stylistki zapamiętają na długo ekscytującym projekt „Stylistki w Hiszpanii” w jakim brały udział.   
 
Jest fajnie, po pracy wyruszamy na długie spacery do pobliskiej tzw. Wenecji walenckiej oraz do olbrzymiego portu. Wspaniałe widoki: urokliwe zatoki pełne kolorowych motorówek, jachtów, łódek lub ogromne statki wycieczkowe, które „wypluwają” swoich pasażerów na kilka godzin, aby zachwycili się Walencją a potem płyną dalej. Urzeka nas przepiękna, kilkukilometrowa promenada, przy której mieszkamy, no i bliskość morza. 
Po ciężkiej pracy należy się odpoczynek. Weekend. Jedziemy ze stylistkami obejrzeć Targi Ślubne. Naszym przewodnikiem jest Pani Ania. Stoiska ciekawe, kolorowe, lśniące – limuzyny, sukna, welony, stroje, ozdoby, albumy
z fotografią ślubną, prezenty dla gości, zespoły muzyczne, ale nade wszystko tradycyjne suknie ludowe. Pokaz tych ostatnich to uczta dla oczu. Kilkadziesiąt modelek dumnie prezentujących suknie, fartuszki, gorsety,  warkocze
i spinki do włosów z różnych regionów Hiszpanii jest nagradzana gromkimi oklaskami przez zgromadzoną publiczność. Najwięcej braw dostają małe dziewczynki 
w swoich uroczych strojach. 
 
Na drugi dzień centrum Walencji. Towarzyszy nam Pan Filip. Idąc przez park próbujemy rozpoznawać drzewa i krzewy. Są wśród nich drzewa butelkowe, araukarie 
i niezliczone strzeliste palmy. Te ostatnie są wszechobecne w całym mieście zapewniając nas na każdym kroku, że spędzamy czas pod palmami. Kierujemy się do Muzeum Sztuk Pięknych urządzonym w dawnym klasztorze. Część ekspozycji to sztuka sakralna, a kolejne piętra kolekcji zawierają dzieła takich mistrzów jak Antonio Degrain, Diego Velazquez, El Greco, Goya, Joaquin Sorolla. To nie postaci z gier komputerowych dlatego, aby zachęcić młodzież do przyjrzenia się cennej kolekcji, Filip rozdaje zdjęcia obrazów i wysyła uczniów w ich poszukiwaniu. Cel osiągnięty. 
Kierujemy się do ścisłego, zabytkowego centrum Walencji. Nie mogę się napatrzeć na piękne kamienice, uliczki, zaułki, place, z lewej, z prawej, za rogiem. Co kilkanaście metrów nowy widok, kolejny zachwyt, fasady budynków, zdobienia drzwi, okiennic, balkonów.  Udaje nam się wejść bez oczekiwania w kolejce do poświęconej Matce Bożej katedry, gdzie w bocznej kaplicy wystawiony jest legendarny święty Graal. Kolejne miejsca to: Arena korridy, gotycka Giełda Jedwabiu, Muzeum Porcelany. Chyba czas by coś zjeść. Jest! Fast foody wciągają nas do swoich wnętrz. 
 
Zakochałam się w Walencji. W tej zabytkowej i tej absolutnie nowoczesnej. Ta ostatnia nazwana jest Miastem Sztuki i Nauki i tworzy kompleks olbrzymich, futurystycznych obiektów o kosmicznych kształtach. Te fantastyczne obiekty ulokowane są w ogrodach Turii – korycie kiedyś płynącej tędy rzeki o tej samej nazwie, którą za karę, że wylewała i niszczyła wszystko na swojej drodze, przesunięto w inne miejsce, do nowego koryta. To śmiałe rozwiązanie inżynieryjne było początkiem kolejnych, jeszcze śmielszych pomysłów architektonicznych, tworząc wspomniane Miasto Sztuki i Nauki. Jego zadziwiające obiekty mieszczą operę, kino, muzeum, sale koncertowe, audytoria oraz oceanarium. W tym ostatnim, pośród rekinów, flamingów, żółwi, pingwinów, sprytnych delfinów i wielu innych gatunków zwierząt przewijały się gromady zachwyconych osobników homo sapiens, w tym my, bo w oceanarium właśnie spędziliśmy ostatni dzień pobytu w Walencji. Adios, hasta luego Valencia!
 
 
 

 

button

VR